Przyjechałem do Moskwy 12 grudnia 1905. Powstanie zostało już stłumione, ostatnie jego ognie na Krasnej Priesni wygasły. Nad miastem zamarłym w przerażeniu zawisł stan oblężenia.
Mróz. Zwały śniegu. Latarnie potłuczone. Żadnego światła ulicznego.
[...] Musiałem zabawić w Moskwie parę dni dla załatwienia spraw paszportowych. Trzeba było uzyskać odpowiednie wizy, podpisy, stemple, zaświadczenia. [...] A przybyłem do Moskwy bynajmniej nie jako spokojny, beztroski wojażer. Uchodziłem z Kimr, miejscowości nadwołżańskiej, leżącej na przeciwnym brzegu Dmitrowa, końcowej stacji kolejowej z Moskwy. Przez ostatnie dwa miesiące stałem tam na czele oddziałów milicji rewolucyjnej i rządziłem okolicą przy pomocy sformowanego sztabu.
Moskwa, 12 grudnia
Adam Uziembło, Komunia czynu, „Karta” nr 47/2005.
Wysoki Sejmie!
Ze względu na stosunki zewnętrzne, ze względu na niesłychanie trudne położenie wewnętrzne, ze względu na zasługi pewnych osób zasiadających w obecnym rządzie, oświadczam, że stronnictwo nasze głosować będzie za wotum zaufania dla tego rządu. To jednak zupełnie nie zwalnia nas od rzeczowej i życzliwej krytyki postępowania obecnego rządu i od krytyki przeszłości. (Głosy: prosimy.)
Dzisiaj, niestety, w wielu wypadkach poddając refleksji i ocenie sposób postępowania poprzednich obcych, wrogich rządów i dzisiejszych, wielu ludzi przychodzi do tego przekonania: a jednak nic się nie zmieniło. Zmieniły się orzełki z dwugłowych na jednogłowe (Głos: bez korony!), bez korony i z koroną. Bardzo wielu z tych ludzi, którzy mieli i ciało, i duszę austriacką, albo duszę innego zaboru, z ludzi, którzy wysługiwali się obcym rządom, którzy nie tak dawno polowali na ordery, tytuły i pensję (Głosy: bardzo słusznie!), udawało przez dłuższy czas Polaków, Polaków niezwykle gorliwych, nie biorących niczego tak do serca jak przyszłość narodu, a jednak ci sami ludzie, dwa tygodnie przedtem, kiedy nie było jeszcze wiadomo czy Polska jako państwo powstanie, czy
Austria przestanie istnieć, zabraniali swoim podwładnym urzędnikom Polakom przemawiać po polsku, uważając to za zbrodnię. (Głosy na prawicy i w centrum: słuchajcie!) Jeżeli dzisiaj od tych ludzi, stojących na stanowiskach naczelnych i podrzędnych, zależeć ma regulowanie naszego życia i przyszłości, to musimy pod znakiem zapytania postawić naszą przyszłość, a co najmniej uporządkowanie naszych stosunków wewnętrznych. (Głosy: dużej miotły! Oczyścić!) Jeżeli ma się czyścić, to powinno się czyścić należycie. (Głosy: bardzo słusznie! Zacząć od góry! Od dołu! Od starostów!) Niektórzy panowie mówią, że powinno się zacząć od góry, inni, że od dołu, a inni jeszcze, że od starostów. Ja sądzę, że trzeba od razu zacząć od jednych, drugich i trzecich. Do kategorii tych urzędników należą oczywiście i ci wszyscy, których panowie wymienili. Nie mówię tego dla efektu, lub aby się wygadać, ale stwierdzam faktyczny i istotny stan rzeczy; ostrzegam, że w razie ich pozostawania wytworzyć się musi ferment niebezpieczny, który słabe podwaliny państwa wysoce naruszyć może. (Brawa).
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Chcemy mieć ładną wieś polską i do tego dążymy, ale wiemy doskonale, że zanim akcja w tym kierunku doprowadzi do jakiegokolwiek rezultatu, to znaczna część ludności z poza [sic!] grobu jedynie patrzeć na to będzie. Ponieważ chcemy budować dla żywych, a nie dla umarłych, dlatego musielibyśmy za taką pomoc techniczną od razu serdecznie podziękować. (Głosy: dziękujemy!) Żądamy pomocy zupełnie innej i stoimy na stanowisku, że jakkolwiek państwo nie może w tej chwili wydawać sum wysokich, jednak musimy powiedzieć jasno i otwarcie, co państwo może robić, a nie może ono robić nic innego, jak starać się utrzymać przyszłość i utrwalić byt tej ludności w chwili, kiedy ludność ta została zrujnowana.
Dlatego też nasze stanowisko jest takie, że odbudowa musi być przeprowadzona na koszt państwa, a nie na koszt zrujnowanych wojną. Rzeczą rządu jest wchodzić w międzynarodowe układy, to nie mogą jednak czekać właściciele zrujnowanych gospodarstw i zrujnowane rodziny, bo to wszystko należy do rządu, należy do całości. (Brawa).
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jeżeli mamy mówić jeszcze o stosunkach wewnętrznych, to trudno nie zwrócić uwagi na fakty, które w oczy wpadają. Powiedziałem, że polityki zagranicznej tykać nie będę. Ale chciałbym powiedzieć o tym, co się wewnątrz kraju dzieje, to jest o stosunku naszych władz do rozmaitych cudzoziemców szkodliwych, którzy dotąd na ziemiach polskich mieszkają i nie tylko są przez władze polskie tolerowani, ale bardzo często uprzywilejowani. (Głosy na prawicy: słuchajcie, słuchajcie!) Do tego czasu ogromna większość posterunków dawniejszej żandarmerii, dzisiejszej straży ziemskiej, obsadzona jest przez Rusinów. (Głosy: hańba!) Kierownicze posterunku obsadzone ludźmi, którzy teraz mszczą się w sposób bezprzykładny na ludności. Są przeważnie Ukraińcy i na każdym kroku to okazują. Komendantami wyższymi czy powiatowymi, czy stojącymi nawet na wyższych stanowiskach, są bardzo często ci Austriacy, którzy się dzisiaj przedzierzgnęli i przyoblekli w skórę Polaków, ci sami, którzy gdyby się jutro utworzyło inne jakieś państwo, z lekkim sercem poszliby do niego na służbę. I tu rozpoczyna się ta orgia nadużyć, nadużyć, jakie były za czasów dawnych rządów, a nawet nadużyć spotęgowanych. I tu my się musimy zwrócić do kierownika tego działu, pana ministra spraw wewnętrznych, ażeby zwrócił baczną uwagę na to, by w chwili gdy się prowadzi wojnę, ludzi należących do obcej narodowości nie dopuszczał do wyższych urzędów, gdyż to szkodzi państwu niesłychanie. Trudne jest do pojęcia i tylko w Polsce możliwe, żeby cudzoziemcy mieli możność piastowania urzędów. (Głosy na prawicy: nawet w wojsku!)
W naszym kraju dużo wybitnych stanowisk i znacznych majątków posiadają także Czesi, i z chwilą, kiedy Czesi dokonali zdradzieckiego napadu na Śląsk, z chwilą, kiedy w sposób zbójecki to zrobili, z tą samą chwilą właśnie nastąpił niesłychany rozgardiasz. Panowie starostowie, komisarze i rozmaici inni urzędnicy nie wiedzieli, co z tym robić: czy Czechów aresztować, czy internować, czy też otoczyć jeszcze lepszą opieką. W rezultacie nic nie zrobili.
Mamy dowody, że Czesi jak dawniej postępują, jak dawniej majątki robią i kpią w żywe oczy z nieudolności Polaków, a my się temu przypatrujemy z największą niezaradnością. Nie w celach odwetu, ale dla prostej ostrożności ludzi tych powinniśmy usunąć, gdy są oni szpiegami i pracują dla własnego narodu w sposób jak najlepszy, przygotowują materiały, które niezawodnie nie wyjdą nam na korzyść. Np. rozmaici wielcy panowie trzymają u siebie tych cudzoziemców jako nadleśnych, rządców itp. Czyż Polaków nie ma, by te zadania spełniali? I to najsmutniejsze, że na to wszyscy patrzą, tak jakby to zupełnie nikogo nie obchodziło. Są to rzeczy szkodliwe, ale rzeczy dowodzące, że administracja tak się rozlazła, że trzeba będzie jakoś ją skupić, że trzeba będzie ludziom przypomnieć obowiązek, a tych, którzy obowiązków swych nie spełniają, po prostu napędzić. (Brawa i oklaski)
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W ciężkim położeniu jest również kolejnictwo. Dzięki temu, że nasz wróg ustąpił tak szybko, zostało się trochę parku kolejowego, którym rozporządzamy. Jeśli do tej pory na wielu stacjach nie wprowadzono nawet biletów, jeśli urzędnicy – nie posądzam ich ale nie chciałbym, żeby mieli pokusy – wypisują sami bilety bez żadnej kontroli, nawet bez kalki na dowód, że bilet wydano, to nie wiadomo, czy pieniądze idą do kieszeni urzędników, czy do skarbu państwa. Również stwierdzić trzeba, że wysokość cen jazdy koleją, szczególnie w Królestwie Polskim, doszła do takiej niebywałej wysokości, że jeżdżą jedynie ci, którzy muszą, choćby to ich miało zrujnować, ludzie zaś, którzy by chcieli jechać nie dla przyjemności, lecz dla korzyści swojej i swojej rodziny, nie mogą kolei używać, bo jest za droga. Niejednokrotnie jest przepełnienie, ale bardzo często idą wagony próżne. Czy nie można by tych anormalnych stosunków uregulować?
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Gdy mówimy o poczcie, to się mówi o czymś, co określić trudno. (Wesołość). Poczta zaczyna się i kończy na skrzynce pocztowej i urzędniku, który siedzi w biurze, ale gdyby kto chciał nadać list lub telegram, może uczynić to ten tylko, komu na załatwieniu sprawy nie zależy. Dostajemy listy wysyłane przez pocztę polską. Ładna i przyjemna rzecz! Ale dostajemy listy z miejscowości oddalonej o parę mil - za parę tygodni. Jeśli wysyłamy jakiś telegram, to idzie taką samą droga, tak, że często ludzie pomagają sobie piechotą (wesołość), bo wiedzą, że to jest droga prędsza i pewniejsza. Czy to jest winą urzędników, czy całego aparatu, nie wiemy. Wiemy tylko, że istnieją anormalne stosunki, i to powinno być usunięte jak najprędzej. (Głosy: winien Arciszewski) Nie chcę odbywać sądu ani nad p. Arciszewskim, ani nad obecnym kierownikiem poczty. Chodzi mi o rzecz, a winowajcy niech sami to do siebie zastosują. (Brawa)
Wysyłanie listów i telegramów kosztuje. Dawniej mieliśmy kontrolę w postaci marek. Do dziś jednak rząd polski nie zdobył się na wprowadzenie marek (Głosy: ale marki już są). Chodzi nie o to, żeby były, ale żeby był z nich użytek. Poczta i telegraf kosztują, ale koszty te powinny się opłacać. W stosunkach austriackich opłacały się one, ale czy się obecnie opłacają, nie wiemy; to jednak wiemy, że wysyła się listy opłacone lecz bez marek i tylko od sumienności urzędnika zależy, czy te pieniądze da państwu czy weźmie sobie. Naszym życzeniem jest, by te nienormalne stosunki usunąć.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Aparat aprowizacyjny pozostawia bardzo wiele do życzenia (Głosy: ale chłopi z głodu umierają. Nie ma tego aparatu!) Słyszałem, że jest, a nawet mogę podać jego adres. Mówię o aparacie, a nie o żywności, bo i przy aparacie można także z głodu umrzeć. Trzeba mieć wzgląd na stosunki, w jakich się żyje, ale to, co się dotąd robiło, nie może być ani pochwalane ani w dalszym ciągu cierpiane. Wiemy, że do dziś jeszcze są ludzie gromadzący olbrzymie zapasy żywności, zboża i innych produktów, ale dowiadujemy się o tym dopiero z odbytych rewizji i ze skutków tych rewizji. Jeżeli chcemy nabyć poszczególne artykuły, czy to zboże, czy cukier, czy inne, zawsze je dostaniemy, jednak nie od urzędu aprowizacyjnego, lecz od tych, którzy aprowizacji nie prowadzą. Dostanie się je po cenach wygórowanych, paskarskich, które rujnują tego, który musi te towary nabyć, ale częstokroć ostatni grosz na to wydaje. Brak kontroli, brak zastosowania środków zapobiegawczych musiał doprowadzić do tych anormalnych stosunków, które powinny być jak najprędzej usunięte.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Polska na szczęście jest krajem, który posiada rozmaite materiały i minerały i to wszystko, co do życia jest potrzebne. Mamy obfitość węgla, ale mamy przy tym dziwne zjawisko, że węgiel jest w kopalniach, że mają go rozmaici handlarze, którzy biorą ceny paskarskie, a ludzie prywatni i instytucje tego węgla za żadną cenę dostać nie mogą. A tak jest szczególniej w Galicji. Szkoły tam stanęły. Młodzież rzucona na pastwę zdziczenia w czasie długiej wojny, teraz wskutek tej niezaradnej gospodarki znowu nie może się uczyć, i dalej dziczeje, bo szkoły musiano zamknąć z powodu braku opału. Sam dostałem listy w tej kwestii z rozmaitych okolic kraju, mówię tutaj o Galicji Zachodniej. Powinniśmy przeciw zastosować jakieś środki zaradcze, ludzie powinni poczuć rękę rządu, dotąd tego nie było, więc sądzę, że się to niezadługo poprawi.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Obecnie żyjemy w czasach ciężkich. Jesteśmy krajem złupionym przez obcych, państwem, prowadzącym wojnę, a więc mającym olbrzymie zapotrzebowanie, mimo tego musimy myśleć i o przyszłości. Stan jest rozpaczliwy. Ziemie zostały wyniszczone, zrujnowane i wyjałowione, zbiory przeszłoroczne nie tylko były liche, ale w wielu powiatach przepadły. Jeżeli zawczasu nie pomyślimy o środkach ratowniczych, jeżeli wcześniej nie wystaramy się o nasiona zdrowe, zdatne do siewu, to ogromne połacie kraju będą nie zasiane. Tego ludność sama sobie nie zrobi, tego nie zrobią towarzystwa, które tam pracują i są bardzo często jednostronne, ale to musi zainicjować i przeprowadzić rząd. Nie można wymagać rzeczy niezniszczalnych, ale można żądać tego, co w tej chwili jest rzeczą konieczną - a więc wewnętrzny rozdział ziarna, unikając separatyzmu dzielnicowego, powinien być pierwszym zadaniem rządu, który powinien mieć co do tego przygotowany materiał, powinien się dowiedzieć, ile jest morgów do obsiania tego zboża, ażeby wiedzieć, co z resztą zrobić. Zaczynając gospodarzyć u siebie, powinniśmy gospodarzyć dobrze, a to, co się dotąd robiło, nie jest gospodarką planową, nie może być cierpiane i prolongowane. W tym wypadku zdaje mi się, że rząd spełniłby swój obowiązek w sposób odpowiedni spełniając te życzenia, które nie są życzeniami naszymi, ale ogółu.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W imieniu Klubu Ludowego PSL „Piastowców" mam zaszczyt złożyć następującą deklarację:
Wchodząc do pierwszego sejmu polskiego jako przedstawiciele warstwy ludowej, wyrażamy przede wszystkim naszą niewypowiedzianą radość, że nam opatrzność dała doczekać tej wielkiej chwili, jaką dziś przeżywamy, kiedy rozdarte przez mocarstwa zaborcze państwo polskie zrasta się w jedną nierozdzielną organiczną całość, a Sejm obecny jest wyrazem tego zjednoczenia. Brutalni i butni rozbiorcy państwa polskiego leżą dziś pokonani lub rozbici, a na gruzach ich potęgi powstaje wolna Polska. Zbrodni rozbioru państwa polskiego naród polski nigdy nie uznał, a pierwszy Sejm Polski wskrzeszonej Rzeczypospolitej stwierdza uroczyście, że wszystkie rozbiory Polski były gwałtem, dokonanym przez chciwych i podstępnych wrogów na osłabionym chwilowo państwie polskim, gwałtem, który zemścił się krwawo na nich samych i całej Europie. Składamy głęboki hołd cieniom i duchom naszych bohaterów, którzy od dnia rozdarcia naszego państwa aż po dzisiejszą chwilę o państwową niepodległość Polski walczyli. Ta niezmierna radość, jaka przepełnia serca i dusze całego narodu, jest uczuciem górującym ponad wszystko, nawet ponad troski i gorycz z powodu męczarni i krwi, z jakiej wyłania się zjednoczona Rzeczpospolita Polska.
Jesteśmy gotowi poświęcić wszystkie nasze siły, krew, pracę i trudy, aby powstająca Rzeczpospolita Polska, której podwaliny będziemy zakładać, była mocna, trwała, potężna i niezniszczalna. Rękojmią jej mocy będzie to, że będzie ona republiką ludową i państwem pracy bo innym nasze państwo być nie może. Wytężymy nasze siły przede wszystkim w tym kierunku, aby złączyć wszystkie dzielnice i ziemie polskie w jedną nierozdzielną całość państwową z własnym wybrzeżem morskim. Państwo Polskie musi mieć te granice, jakie mu zakreślił trud walki i kulturalnej pracy naszych przodków. Z ludami bratnimi chcemy postawić i utrzymać nasz stosunek jak równi z równymi i wolni z wolnymi. Cudzych ziem i ludów zabierać nie chcemy, ale swoich i na zagładę nie oddamy. Nie damy sobie wydrzeć ani Lwowa ze Wschodnią Galicją, ani Śląska z Cieszynem, ani Orawy i ziemi Spiskiej, ani ziem polskich dawnego zaboru pruskiego z Poznaniem i Gdańskiem, ani naszych ziem wschodnich z Wilnem, jako nieoddzielnych części naszego państwowego organizmu. Żadnych krzywdzących układów w sprawie naszego terytorium i naszego ludu nie uznamy.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Żałować może należy, że nad sprawą poruszoną tym wnioskiem zaczynają się debaty w tej cokolwiek podnieconej atmosferze. Uważam jednak, że należy tu niejedno powiedzieć i wytknąć bez względu na to, czy się to komuś podobać będzie, czy nie. Jak naród polski w ogóle, tak armia polska w szczególności ma dziś bardzo ciężkie i trudne zadanie do spełnienia. Gdy naród polski z jednej strony jako całość ma wykazać swoją tężyznę, zdolność organizacyjną, polityczną i dyplomatyczną, tak z drugiej strony armia ma wykazać zdolność militarną, ma obronić granice Ojczyzny.
[...] A jeżeli żołnierz i armia mają spełnić swoje ciężkie zadanie, to przede wszystkim ten żołnierz musi być i syty i odziany, i uzbrojony. Do walki nie staje się ani z żołądkiem pustym ani z pustymi rękoma. Zaopatrzenie być musi i armia musi dostać takie wyposażenie, jakie jej się należy. Państwo jest ubogie, tego zaprzeczyć się nie da, ale powinno się na to zdobyć, by dać każdemu żołnierzowi wszystko, czego potrzebuje, aby mógł spełnić swoje obowiązki. Armia musi być źrenicą narodu, armia musi być z narodem związana i pomiędzy nią a społeczeństwem nie może panować jakikolwiek separatyzm.
[...]
Jeżeli armia ma spełnić swoje zadanie, a spełni je niezawodnie, to z drugiej strony armia nie może być zamkniętą kastą, lamusem, do którego składa się rozmaite graty, już niepotrzebne. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale zwracam ogólną uwagę odpowiednim czynnikom na różne indywidua, które niedawno starały się gnębić żołnierza, dlatego że dla armii i dla państwa obcego w myśl ich wskazówek nie pracował, a które dzisiaj są przełożonymi tego żołnierza. Żołnierz musi wiedzieć, za co walczy, za co ginie, ale musi darzyć swojego dowódcę zaufaniem, a dowódca musi na to zaufanie zasłużyć.
Warszawa, 27 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Zdajemy sobie sprawę z tego, że jeszcze nie jesteśmy w takim położeniu, ażebyśmy mogli z całym spokojem w przyszłość spoglądać. Wiemy, że ci sami sąsiedzi, którzy nas rozdarli, żyją, i jakkolwiek tu i ówdzie zostali osłabieni, i jakkolwiek dotychczasowa ich budowa została zwichnięta i nadłamana, to jednak rządy pozostały te same i została chęć zemsty i odwetu. Zemsta żyje i może się spotęgować, dlatego zrozumiałym jest, żeby się przeciwko temu o ile możności przygotować. Siły nasze dotychczasowe może jeszcze nie są w stanie temu zapobiec i dać sobie radę; o tyle może są za słabe, że do tego czasu jeszcze się nie ugruntowały.
[...]
Chciałbym żeby się te siły, które posiadamy nie wyzyskane, skonsolidowały i wzbudziły respekt u naszych sojuszników. Nie byłby to bowiem sojusz naturalny, gdyby kto do nas, bardzo życzliwy nawet, przychodził w roli opiekuna po to, żeby ochronić swym płaszczem biednego pupila. Ani honor, ani interes narodu tego nie dyktują, i musiałoby to wyjść na szkodę tylko, bo nawet ci sami sojusznicy nie mogliby nas poważać, gdyby się o naszej sile nie przekonali. Zupełnie słusznie powiada w motywach swoich Komisja zagraniczna, że chce przeprowadzić sojusz polski z wielkimi demokracjami Zachodu. Zupełnie słusznie, ale jeżeli sojusz ma być trwały, to Polska musi być również demokracją, i to nie na papierze, lecz demokracją w rzeczywistości. Demokracja nie polega na gnębieniu pewnych klas przy pomocy nawet obcych, ale polega na tym, aby wprowadzić równe prawa i obowiązki dla wszystkich obywateli. My też czego innego nie żądamy. To się dotąd nie stało, a to się stać powinno.
Warszawa, 26 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Żałować wypada, że sprawa całkiem materialnej natury przeszła zupełnie na grunt inny i niektórzy chcieli z niej zrobić rzekomą walkę przeciwko duchowieństwu a nawet religii prowadzoną.
Chciałbym oświadczyć w imieniu stronnictwa, do którego należę, a sądzę, że mogę to uczynić w imieniu innych włościan, że ci, którzy stawiali sprawę w ten sposób, jak mieliśmy sposobność słyszeć, nie myślą wcale o jakiejkolwiek walce z duchowieństwem, a tym mniej z Kościołem, albo z religią.
Sprawę tą stawiamy zupełnie osobno i nie chcielibyśmy, aby ci, w których interesie materialnym leży obrona, mieszali ją z czym innym. Nie ma najmniejszego powodu w tej chwili, aby walczyć z duchowieństwem na tym tle. Walka ta była, walka ta trwa może w mniejszej mierze, nie była jednak nigdy przez nas wywoływana i wywoływana nie będzie. Obrona nasza jest objawem całkiem naturalnym i nikt w tej Wysokiej Izbie nie może prawa obrony temu, kto jest napadnięty, odmówić.
Jeżeli ktokolwiek w tej chwili, wysnuwając wnioski z tej kampanii, jaka się prowadzi, chciałby czynić chłopu zarzuty, jakoby ten prowadził walkę z Kościołem katolickim, to by się grubo mylił, lub zupełnie świadomie sprawę fałszował. Co innego jest interes ziemski, interes materialny, a całkiem co innego interesy Kościoła i religii. Kościół i religię uważamy za rzecz nietykalną, do której nikt nie ma prawa się mieszać, ale nie możemy pozwolić na to, ażeby sprawy majątków pewnych osób utożsamiać z prawami Kościoła. My to rozróżniamy, i chcemy, aby w ten sposób i drudzy rozróżniali.
Warszawa, 25 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Naród polski, który po ciężkiej wiekowej niewoli uzyskał upragnioną wolność, zdaje sobie dokładnie sprawę komu i w jakiej mierze zawdzięczać to powinien. Nigdy on tego nie zapomni, że niepodległość i zjednoczenia w wielkiej mierze zawdzięcza bohaterskim armiom sprzymierzonym, nigdy nie zapomni usług jakie oddała mu wielkoduszna Francja, potężne Stany Zjednoczone Ameryki, których prezydent pierwszy podniósł hasło Polski Zjednoczonej i Niepodległej, niezłomna Anglia, od dawna węzłem braterstwa związana z Polską, państwo włoskie, jak też i inne państwa sprzymierzone.
Będę jednak pomny niedalekiej przeszłości, za największe dobro swojego państwa uważam jego niezawisłość zupełną pod każdym względem, jako najpewniejszą gwarancję swojego bytu i rozwoju. Z żalem tedy musimy stwierdzić, że niezawisłość ta nie przypada od razu w udziale wszystkim ziemiom niezaprzeczenie polskim, że o niektórych, dla państwa polskiego koniecznych, decydować ma dopiero plebiscyt, a są i takie niezaprzeczenie polskie obszary, które pozostały nadal pod obcą przemocą. Niezawisłość tą narusza dalej w wysokim stopniu wprowadzenie do traktatu pokojowego postanowień wyjątkowych, suwerenności państwa polskiego uwłaczających. Do tych między innymi należą zneutralizowanie Wisły i z góry narzucone prawa dla mniejszości narodowych. [...]
To są między innymi powody, które stronnictwo nasze zmuszają do oświadczenia się przeciw treści traktatu zawartego pomiędzy Polską, a mocarstwami głównymi, mając niezłomną nadzieję, że zmiany konieczne dla naszego państwa w traktacie tym zostaną w przyszłości przeprowadzone.
Warszawa, 31 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jeżeli chodzi dzisiaj o to, ażeby do pewnego stopnia zróżniczkować wartość rozmaitych klas – bynajmniej nie chcąc nikomu wyrządzić krzywdy lub obrazy – to panowie przyznają, że chłopi są dziś tą klasą, która najmniej się dała wypchnąć z dawnego koryta pracowitości. (Brawa). Pracują, jak pracowali. Nawet ci, którzy byli długo na wojnie, o ile powrócili przynajmniej z kawałkiem zdrowia, bo nie z całym, zaprzęgli się do roboty, nie pytając się, o której godzinie praca się zaczyna i o której się kończy. (Oklaski na prawicy i w centrum).
Rozumiemy doskonale, nie uwłaczając nikomu, że jeżeli mamy odrodzić państwo, jeżeli chodzi nam nie o to, aby stanąć na szczycie potęgi, ale aby egzystować i żyć, to największą dźwignią odrodzenia jest nim maximum pracy. (Brawa). Nie każdy może czyni to z idealnych pobudek, ale z pobudek konieczności, bo przyroda i stosunki zmuszają go do tego, że jeśli ten chłop chce egzystować i nie zginąć, to musi pracować, czyni, czynić to będzie i jeśli dzisiaj wraca do togo koryta pracy mrówczej, to mam nadzieję, że stamtąd ten przykład rozszerzy się na wszystkich. Nie mamy nic przeciwko temu, ażeby uregulować w sposób należyty byt robotnika. Prawa obywatelskie muszą być równe dla niego, byt jego musi być uregulowany i zabezpieczony, bo mu się to wszystko, jako równemu obywatelowi kraju należy.
Warszawa, 3 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Przede wszystkim rząd, jako ten, który kieruje, a przynajmniej ma kierować państwem, powinien mieć program jasny, zdecydowany, obowiązujący rząd w całości, jak niemniej każde poszczególne ministerstwo. Na różnych komisjach, co z przykrością muszę zaznaczyć, widzieliśmy, że przedstawiciele poszczególnych ministerstw występowali przeciw sobie, nie mówię czy w sposób więcej, czy mniej przyzwoity, ale mieliśmy przed sobą to widowisko, przez samych przedstawicieli rządu stwierdzone, że rząd nie idzie razem, że nie ma programu, że nie panuje tam jednolitość poglądów, czyli że, robota musi być chaotyczna, co za tym idzie zła i szkodliwa.
[...]
Największym może grzechem tego rządu jest bezustannie wzmagający się bezład i zamieszanie w dziedzinie administracji. Temu nikt nie zaprzeczy i zdaje się rząd sam nie zaprzeczył, ale owszem przyznał się do tego. Zwracam szczególną uwagę na to, albowiem jestem przekonany, a zdaje się, nie jest to moje odosobnione przekonanie, że jeżeli tak dalej pójdzie, jak idzie w tej dziedzinie gospodarki, to możemy się zbliżyć szybkim krokiem do rozluźnienia i do katastrofy. Główna wina tkwi w samym rządzie. Przede wszystkim obowiązkiem rządu, jako władzy i organu wykonawczego, mającego wszelkie prawa i prerogatywy, jest wykonywanie ustaw sejmowych.
Chciałbym się zapytać w tej chwili, czy którakolwiek ustawa przez Sejm uchwalona wykonana została przez rząd już nie w całości, ale choćby w części. (Głos z lewicy: ustawa wyjątkowa). Nie wiem czy i ta w całości.
Warszawa, 25 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wszyscy jesteśmy z uznaniem dla armii i kochamy ją największą, na jaką się możemy zdobyć miłością, ale zdaje mi się, że nie chcemy ani kochać, ani też cierpieć różnych nadużyć. Nie mówię tu o całości armii, mówi się o poszczególnych funkcjonariuszach, o pewnych ludziach i trzeba jednak dotknąć tej rany, która chociaż niedawno się zaczęła, jest jednak ropiejącą i powinna być jakimś radykalnym środkiem uleczona. Wiemy, że los Polski, że nasza przyszłość jest dziś w rękach armii i dlatego każdy, któryby nie zrobił wszystkiego, co należy, ażeby jej pomóc, aby ją odziać, popełniłby jak największe wykroczenie. Ale każdy członek tej armii, który zohydza tę armię nieodpowiednim swym postępowaniem, robi jej krzywdę, na którą ona nie zasługuje, a ponadto czyni krzywdę społeczeństwu samemu. Pragnę zaznaczyć, co jest zgodne z prawdą, że dopiero w chwili, kiedy zima była już za progiem, pan wiceminister przyszedł na komisję, na której i ja byłem obecny jako członek, i powiedział, że armia jest naga i bez obuwia. Czy to wystarczy dla odziania armii, tego nie wiem, ale to wiem, że ten, którego obowiązkiem było dopilnować, żeby armia nie była naga i bez obuwia, wiedział doskonale, że komisja nie ma na składzie ani mundurów ani butów, wiedział doskonale, że trzeba było to zakupić gdzie indziej i zakupić wcześniej, a to się nie stało.
Warszawa, 25 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
We wniosku moim nadmieniam, że w całej Małopolsce, nie wiem, czy z wiedzą, czy bez wiedzy odpowiednich czynników, a więc Ministerstwa Spraw Wojskowych, odbywają się pobory rozmaitych roczników. Kiedy przychodzą reklamacje tzw. kierowników gospodarstw rolnych i koniecznych żywicieli rodzin, wzywa się do komisji lekarskiej kobiety, matki i siostry wyżej wymienionych celem dokonania oględzin (Glosy: skandal – barbarzyństwo!). Oględziny te odbywają się w ten sposób, że w obecności lekarzy, stanowiących komisję, a często nawet i ludzi nie mających nic wspólnego z tym fachem, każą się tym kobietom rozbierać do naga wśród drwin ludzi (Glos: wprost nie do wiary!), którzy się tam znajdują i doprowadza się do tego, że w sposób niesłychany obraża się wstyd i godność kobiety.
Ponieważ upomnienia i interwencja poszczególnych osób nie wydały rezultatu, przeto mimo iż materia ta jest nieprzyjemna i drażliwa, wobec niesłychanego rozdrażnienia i wzburzenia w ten sposób traktowanej ludności, bo takie rzeczy nie działy się nawet podczas rządów okupacyjnych i zaborczych (Głosy: nigdzie się nie działy), musiałem wystąpić przed forum publiczne, które musi zrobić z tym porządek, czego nie zrobiły władze do tego powołane. Jeśli dotknąłem tej materii, zastrzegam się, że nie występuję przeciw armii, ale przeciw tej rozpoczynającej się u nas hulance soldateski. Widzimy dzisiaj, że na każdym kroku armia zaczyna być kastą nie związaną ze społeczeństwem. Musimy się przeciw temu zastrzec i przestrzec te czynniki, że postępują w sposób wysoce szkodliwy dla państwa.
Warszawa, 24 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Oszczędna ludność, mieszkająca i pracująca za morzem lat dziesiątki, niejednokrotnie nagromadziła dość dużo grosza po to, ażeby z nim powrócić, utrzymać i zasilić swoje rodziny, zakupić grunt i stworzyć dla siebie i potomności przyszłość. Okazuje się jednak, że nic nie zrobiono w tym kierunku, ażeby ochronić to mienie ludzi, którzy dotychczas jeszcze przybyć nie mogli, ale którzy chcą swoim rodzinom pomóc; wiadomo, że wskutek braku organizacji na tym polu, wszelkie posyłki wysłane albo dochodzą dopiero po paru miesiącach, albo też dochodzą rozbite, w połowie rozkradzione, albo - co się bardzo często zdarza – zupełnie nie dochodzą. Organizację w tej dziedzinie posunięto na wychodźstwie tak daleko, że dla marnych paczek, które przysyłają krewni, a w których znajduje się, czy to trochę płótna, czy odzieży, przyjeżdżają ludzie do Warszawy, gdyż inaczej posyłki nigdy nie doszłyby do rąk adresatów. Nie wiem, czy gdziekolwiek, w jakimś cokolwiek zorganizowanym państwie, gdzie byłby bodaj surogat organizacji, stosunki podobne byłyby możliwe i cierpiane. (Głos: do Gdańska trzeba jechać).
[...]
Ludzie, którzy zmuszeni byli potargać węzły rodzinne, ludzie, którzy mieszkają od siebie oddaleni, a pragną żyć obok siebie, szukają wszelkich dróg i środków, ażeby to anormalne życie zakończyć i zacząć normalne życie. W kraju zaś wskutek stosunków, jakie zapanowały wskutek bezrobocia, głodu, ucisku niejednokrotnie, jest dziś niesłychana chęć wyjazdu za morze do swoich, ażeby sobie ulżyć tej nędzy, którą się tu przechodzi. W tym kierunku nie zrobiono również ani kroku, prócz kilku papierowych rezolucji, na podstawie których nikt do Ameryki nie pojedzie i nikt z Ameryki nie wróci. Stosunki te muszą ulec kardynalnej zmianie. Obowiązkiem Wysokiej Izby było zająć się tymi sprawami i zwrócić uwagę tych, którzy są odpowiedzialni za to wszystko, zwrócić uwagę rządu. Możemy mieć chyba nadzieję, że nareszcie rząd zrozumie powagę chwili, zrozumie swój obowiązek i zrobi wszystko co należy, żeby te stosunki anormalne, które się przeradzają niejednokrotnie w skandaliczne, raz nareszcie unormować. (Brawa).
Warszawa, 19 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Stajemy przed Wysokim Sejmem jako powołany przez całe przedstawicielstwo narodu Rząd Obrony Narodowej. Obejmując władzę w groźnej dla Ojczyzny chwili, ślubujemy skupić wszystkie siły dla obrony granic państwa, całości i niepodległości Rzeczypospolitej.
Gotowi zawsze do zawarcia trwałego, sprawiedliwego i demokratycznego pokoju, wypisując taki pokój na swoim sztandarze, nie ustąpimy przed żadną groźbą zgwałcenia prawa narodu polskiego do wolności i zjednoczenia. Rząd wezwie naród do ofiar koniecznych dla ratowania i ocalenia Ojczyzny i nie zadowoli się jedynie ofiarnością nielicznych jednostek. Od społeczeństwa zaś zażąda męskiej karności, spokoju i posłuchu, jako gwarancji bezpieczeństwa i warunków zwycięstwa.
[...]
Poprzednicy nasi wysłali dnia 22 bm. do rządu Rosyjskiej Republiki Sowieckiej bezpośrednią propozycję zawieszenia broni i rozpoczęcia rokowań pokojowych. Rząd Rosyjskiej Republiki Sowietów propozycję w zasadzie przyjął, oświadczając gotowość do rokowań o warunki zawieszenia broni i rozpoczęcia pertraktacji pokojowych. Nastąpić musi okres ostatecznej gotowości narodu do wywalczenia korzystnego pokoju. Rozejm jest tylko pierwszym krokiem w tym kierunku i nie przesądza jeszcze losu pokoju. Polska złożyła przez to wobec całego świata dowód, że pragnie wojnie kres położyć i rozpocząć erę twórczej, pokojowej pracy. Europa pragnąca pokoju, Europa ludów skrwawionych przez wojnę światową, Europa wolnych państw narodowych stanie po naszej stronie, gdy zrozumie, że walczymy o naszą ziemie, o naszą całość i niepodległość.
Warszawa, 24 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
[...] gdy w kraju coraz głębiej rozlewały się armie sowieckie, a w państwach Zachodu rozwijała się coraz szerzej wroga Polsce agitacja, starająca się zwrócić całe narody przeciw nam, rząd, powstały z woli wszystkich stronnictw, mając za sobą zjednoczony w chwili niebezpieczeństwa i opuszczenia cały naród, jął się pracy, aby ratować niepodległość.
Wisząca nad państwem katastrofa, grożąca utratą niepodległości, wzbudziła w narodzie „cud jedności". Wszystkie serca uderzyły jednym potężnym akordem: „Do broni!". Szlachetna i bohaterska, bo najgłębiej zawsze czująca, młodzież nasza zerwała się i poszła na ochotnika ratować Ojczyznę. Samorzutnie tworzyły się pokaźne zastępy ochotników. Inteligencja polska spełniła swój patriotyczny obowiązek. Apel rządu, wystosowany do ludu polskiego, odbił się potężnym echem w masach włościańskich i robotniczych, które czynem udowodniły, że nie tylko praw umieją żądać, ale i bronić państwa, gdy tego zajdzie potrzeba.
[...]
Stolica państwa, pełna zapału, zachowała wobec wroga w decydującym momencie godność i spokój, od których w znacznej mierze zależał szczęśliwy wynik wielkiej bitwy. Wysiłkiem wspólnym wszystkich warstw stworzył się „cud nad Wisłą". Naczelne Dowództwo nasze, przy wybitnym współudziale generała Weyganda, zasłużonego przedstawiciela rycerskiej Francji zużytkowało w genialny sposób entuzjazm narodu, ofiary i niezłomną wole obrony. W chwili, gdy wielu zdawało się, że katastrofa była nieuchronna, gdy wróg stał już pod murami Warszawy, Torunia i Lwowa, ruszyły polskie zastępy pod dowództwem Naczelnego Wodza do walki. Ruszyły i – zwyciężyły.
Żołnierze zmęczeni, często mało wyćwiczeni, często źle zaopatrzeni, choć nieraz bez butów i odzieży, runęli na wroga i rozgromili jego zastępy, zmiażdżyli jego potęgę, odrzucili go precz i uratowali państwo.
Warszawa, 24 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Zniszczenie wojenne zniweczyło w wysokim stopniu nasze plany aprowizacyjne. Rok zapowiadał się dobrze; mieliśmy nadzieję, że własnymi zasobami dotrwamy do nowego. Wskutek najazdu ludność tych nawet okolic, które normalnie mają znaczne nadwyżki żywności, stanęła sama przed widmem głodu. Wobec tych, którzy szczęśliwie nie zaznali skutków najazdu, wyrasta obywatelski obowiązek złożenia wszystkich nadwyżek aprowizacyjnych państwu. (Głosy: bardzo słusznie). Rząd, świadomy tego, że zboże nie wystarczy, poczynił kroki, aby braki uzupełnić dowozem z zagranicy. Wprawdzie dobry urodzaj ziemniaków ułatwi w wysokim stopniu przetrwanie, rząd uważa jednak za swój obowiązek wezwać wszystkich, aby środków żywności nie marnowano, aby oszczędzano, co się da. Bardzo oszczędna gospodarka środkami żywności jest dziś nakazem dla wszystkich.
Warszawa, 24 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wojna uniemożliwia, a przynajmniej utrudnia, należyte funkcjonowanie szkolnictwa, na które rząd zwraca pilną uwagę, rozumiejąc, iż siła i dobrobyt państwa zależy od oświaty. Wypadki wojenne spowodowały wstrzymanie akcji odbudowy kraju, tak mało intensywnej dotychczas. Zniszczenie, wywołane najazdem, rozszerzyło bardzo znacznie obowiązki państwa na tym polu. Odbudowa i uruchomienie warsztatów pracy w czasie możliwie najkrótszym stanowi jedno z najważniejszych zadań państwa. Na to potrzeba wielkich środków i funduszów. W chwili, gdy jedni obywatele tracili wskutek wojny wszystko, drudzy, na ziemiach, które wojny nie zaznały, zyskali wiele, już przez to samo, że nie stracili, a byli i tacy, co na wojnie i nieszczęściu robili majątki. Rząd stoi na stanowisku, że postąpi sprawiedliwie, gdy do wydatnych świadczeń na odbudowę pociągnie tych, których wojna oszczędziła.
Warszawa, 24 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoka Izbo!
Zmiana ustroju rolnego w Polsce jest zagadnieniem natury państwowej, natury narodowej i socjalnej, i to zagadnieniem coraz bardziej palącym. Musi też ono być jak najprędzej załatwione. Zagadnienie to, wbrew temu, co tu twierdzono, rozwiązało już wiele państw w Europie, a nawet w naszym sąsiedztwie, chociaż tam była mniejsza potrzeba reformy rolnej. Jeżeli chodzi o przykłady, to daleko szukać ich nie potrzeba. Pomijam przykład Rosji, aczkolwiek nie mogę pominąć faktu, który tam zaistniał i nie mogę pominąć tego, że Rosja znajduje się w najbliższym sąsiedztwie Polski. Nie da się zrobić takiego przedziału, by wiadomości stamtąd nie przyszły i nie da się nakazać nikomu, ażeby jego myśl nie szła tam, gdzie ma korzyści, których tu nie znajduje. Ludzie są ludźmi i ludźmi pozostaną.
[...]
Jeżeli to zrobiono w państwach, takich jak Czechosłowacja, jeżeli to zrobiono tam, gdzie nie było gwałtownej potrzeby, jest więc naturalną rzeczą, że przede wszystkim powinno to być zrobione w Polsce we własnym jej interesie. Polska może istnieć i rozwijać się jak państwa nowożytne, wzmacniając wszystkie żywotne siły narodu. Musi powołać do spełnienia tych obowiązków milionowe rzesze ludowe, ale musi dać im możność spełnienia tych obowiązków.
Obszary dworskie, według naszego poglądu, są w Polsce nie tylko przeżytkiem, ale dla włościaństwa są także symbolem ucisku i długiej społecznej niewoli. (Oklaski na lewicy). Obszary dworskie, tak jak one dziś istnieją, są wielką zaporą do uporządkowania stosunków w Polsce w ogóle, a w szczególności do uporządkowania stosunków politycznych. Zdaje się, że gdy Polsce przyjdzie wybierać pomiędzy uporządkowaniem tych stosunków a całością obszarów dworskich, to Polska nawet mało rozsądna musiałaby wybrać to pierwsze, a więc uporządkowanie tych stosunków, a nie całość obszarów dworskich.
Warszawa, 25 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.